Mierniki rozwoju regionów
Opracowanie redakcyjne: Zbigniew Gontarski, Marian Klimczyk, Joanna Kikolska-Lesiak
Biblioteka Wiadomości Statystycznych, tom 9
Główny Urząd Statystyczny, Warszawa 1969
Element osobistej oceny
Poszukiwania odpowiedniego systemu mierników rozwoju regionalnego odsłoniły nie tylko wiele problemów praktycznych i metodologicznych związanych z różnymi metodami stosowanymi do pomiaru stopnia rozwoju społeczno-gospodarczego. Zwróciły uwagę także na znaczenie przekonań osób prowadzących badania.
„Spośród wszystkich mierników stopnia rozwoju gospodarczego za bezspornie najcenniejszy uważana jest wysokość dochodu przypadająca na jednego mieszkańca, względnie jednego zatrudnionego” – nie miał wątpliwości Andrzej Wróbel, pracownik naukowy Instytutu Geografii PAN, autor referatu Agregatowe i wskaźnikowe metody pomiaru i oceny stopnia rozwoju gospodarczego regionów, opublikowanego w tomie 9 serii Biblioteka Wiadomości Statystycznych Mierniki rozwoju regionów (s. 42). Był rok 1969, w Polsce dobiegała końca epoka rządów Gomułki i tzw. małej stabilizacji, stanowiącej – zwłaszcza pod koniec dekady – małą destabilizację społeczno-gospodarczą, a za chwilę także polityczną. Dochód narodowy per capita niezmiennie uznawany był jednak za najlepszy wskaźnik rozwoju. Wróbel tłumaczył ten „bezsporny” prymat następująco: „Wysokość dochodu podzielanego (konsumowanego) jest bowiem najlepszym z istniejących sumarycznym miernikiem zaspokojenia potrzeb ludzkich; wysokość dochodu wytwarzanego mówi o osiągniętym poziomie rozwoju sił wytwórczych” (s. 42).
Pod koniec lat 60. myślano więc o postępie w kategoriach zaspokajania potrzeb i zwiększania sił wytwórczych. Zagadnienia jakości życia, czasu wolnego, warunków bytu czy rozkładu dochodów w społeczeństwie miały zagościć na dobre w debacie naukowej dopiero kilka lat później. Mimo wszystko jasna stawała się konieczność nieograniczania się do dochodu na mieszkańca, nawet jeśli jego wysokość stanowiłaby „najlepszy z istniejących” mierników rozwoju. Trzeba było wymyślić nowe, jeszcze lepsze. Na pewno – szerzej posługiwać się również innymi, już istniejącymi, żeby otrzymać pełny obraz. Nawet najlepszy wskaźnik nie powie wszystkiego o poziomie i dynamice rozwoju regionów, stąd poszukiwania całego systemu mierników, który można byłoby wykorzystywać do analiz naukowych oraz planowania i zarządzania gospodarczego. To, w jakim kierunku postępowały te poszukiwania, wiele mówi o ówczesnych przekonaniach na temat rozwoju.
Przede wszystkim nie istniała jedna obowiązująca definicja rozwoju gospodarczego. Rozmaite mierniki, które były w użyciu, stosowano w zależności od konkretnych celów i na ich podstawie wyciągano wnioski o przyczynach takiego czy innego wyniku lub o przesłankach do niezbędnej korekty polityki gospodarczej. Przy czym kwestia metod komplikowała się na poziomie regionów rozumianych jako szczeble administracyjne jednego kraju (w Polsce były to województwa i powiaty). Na świecie metody pomiaru stopnia rozwoju gospodarczego były bowiem początkowo opracowywane w celu umożliwienia porównań międzynarodowych. Nie chodziło tylko o trudność ze zdobyciem określonego zestawu danych na poziomie województwa czy powiatu, a nie ogólnokrajowym; problem wiązał się także z brakiem możliwości wyodrębnienia gospodarki regionalnej analogicznego co w przypadku gospodarki narodowej. Wróbel analizował w tym kontekście potencjał dwóch rodzajów metod: agregatowych i wskaźnikowych. Te pierwsze polegały na sumowaniu wartościowo wyrażonych wolumenów produkcji, inwestycji i konsumpcji oraz majątku narodowego (to właśnie agregatowy charakter dochodu na mieszkańca miał stanowić jedną z jego zalet). Drugie mierzyły poziom rozwoju za pomocą wybranych pojedynczych wielkości lub syntetycznych wskaźników łączących cały zespół wielkości.
Wróbel zwracał uwagę na to, że w krajach kapitalistycznych w ujęciu regionalnym posługiwano się (ze względów praktycznych) nie całkowitą wielkością dochodu narodowego, lecz kategorią dochodów osobistych (s. 43). Jak stwierdzał, za wprowadzeniem tej kategorii do polskiej statystyki regionalnej przemawiały także przesłanki metodologiczne. Na szczeblu województw nie była to może potrzeba paląca, ale kłopoty zaczynały się przy próbach ustalenia wysokości dochodu narodowego na poziomie powiatów. Rozwiązaniem mogła być metoda szacunku pośredniego, dzięki której możliwe było oszacowanie dochodu konsumowanego nawet dla małych regionów. Za przykład Wróbel podawał pracę Wilfreda Beckermana International comparisons of real incomes (1966), w której wysokość dochodu per capita w danym roku szacowano na podstawie – przeliczonych na jednego mieszkańca – następujących wielkości: produkcji stali, produkcji cementu, liczby nadanych listów w obrocie wewnętrznym, liczby radioodbiorników, liczby aparatów telefonicznych, liczby pojazdów mechanicznych oraz konsumpcji mięsa (s. 44). To zestawienie pokazuje, jakie zmienne niezależne miały stanowić wyznaczniki rozwoju – i jak odległe są one od współczesności, zarówno pod względem technologicznym (radioodbiorniki, aparaty telefoniczne), jak i etycznym (pojazdy mechaniczne, mięso). A to przecież przykład z Zachodu; w PRL wybrano by zapewne inne zmienne.
Próbom wypracowania mierników rozwoju regionalnego towarzyszyły także inne problemy metodologiczne: różnica między miejscem zamieszkania a miejscem konsumpcji dóbr i usług w przypadku województw, a tym bardziej powiatów, utrudniała obliczanie w sposób bezpośredni dochodu konsumowanego. Co więcej, samo wyciąganie wniosków na podstawie wielkości dochodu narodowego wytworzonego w regionie pomijało przestrzenne zależności między regionami. Podobnie mierniki dotyczące środków trwałych i dochodu wytwarzanego mogły mieć sens tylko o tyle, o ile chodziło o środki służące gospodarce regionalnej, czyli z wyłączeniem m.in. działalności naukowej czy edukacyjnej o charakterze ponadregionalnym. Wreszcie, jak zauważał Wróbel, porównania stopnia rozwoju regionów na podstawie przeciętnych wartości mierników agregatowych „nie mogą dać poglądu na to, w jakiej mierze stwierdzone różnice między regionami są wynikiem różnych dochodów i różnej produkcyjności w porównywalnych działach gospodarki, a w jakiej – różnic struktury działowo-gałęziowej tej gospodarki” (s. 48).
Jeśli metody agregatowe nie są wolne od wad i nie zawsze są możliwe do zastosowania, to może metody wskaźnikowe pomogą? Nadzieję budziły zwłaszcza „metody analizy czynnikowej, otwierające – dzięki wykorzystaniu maszyn liczących – nowe, znacznie szersze perspektywy badawcze” (s. 48). Chodziło w nich o to, żeby bardzo dużą liczbę zmiennych zredukować do kilku wymiarów kilku potencjalnie skorelowanych wymiarów. „Oczywiście nie można przy tym uniknąć pewnego elementu osobistej oceny badacza” – zaznaczał Wróbel (s. 49). Tym razem autor powoływał się na pracę Roberta E. Robertsa i George’a W. McBee Modernization and economic development in Mexico: A factor analytic approach (1968) jako „dobrą ilustrację zarówno możliwości tej metody, jak i jej ograniczeń” (s. 50). Robertsa i McBee interesowały związki między urbanizacją a industrializacją w procesie rozwoju gospodarczego w różnych stanach Meksyku. Wzięli pod uwagę m.in. odsetek ludności zamieszkałej w miejscowościach różnej wielkości, miejski styl życia i warunki mieszkaniowe (w tym liczbę pokoi oraz wyposażenie w radioodbiorniki, bieżącą wodę i łazienkę), zużycie energii elektrycznej, wykształcenie, liczbę samochodów i zużycie benzyny, a także wskaźniki dotyczące struktury zawodowej. W wyniku analizy czynnikowej wyodrębnili dwa główne elementy decydujące o zróżnicowaniu regionów. Co ciekawe, jeden z nich był szczególnie wyraźnie skorelowany ze wskaźnikami motoryzacji, co miało wynikać z roli transportu samochodowego w handlu między Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi. Miało to dowodzić nie tylko tego, że „urbanizacja i industrializacja stanowią elementy składowe” procesu modernizacji, lecz także tego, że „im wyższy stopień modernizacji, tym wyższy poziom rozwoju gospodarczego” (s. 51). W każdym razie w Meksyku.
Wróbel krytykował te badania i pytał, dlaczego akurat motoryzacja została wyodrębniona z pojęcia modernizacji, a także jak interpretować modernizację „w sensie zależności przyczynowo-skutkowych między industrializacją, urbanizacją, a wzrostem społecznej produkcji” (s. 51). Dopiero znajomość danych historycznych pozwoliłaby rzucić światło na te wzajemne uwarunkowania. I choć analiza tego rodzaju pozwala stworzyć ranking badanych regionów i wyodrębnić pewne ogólne podobieństwa między nimi, to uzyskany w ten sposób jeden czynnik nie jest wcale dokładny ani precyzyjny. Wybór zmiennych stanowiących punkt wyjścia do analizy czynnikowej powinien odpowiadać za każdym razem specyfice badanych regionów. Widać to szczególnie wyraźnie dzisiaj, kiedy motoryzacja i industrializacja coraz częściej uznawane są nie za składowe rozwoju, lecz za przyczyny problemów społecznych i środowiskowych. Jest to więc kolejny przykład, że wybór zmiennych odzwierciedla przekonania osoby prowadzącej badanie na temat przyczyn i przejawów rozwoju społeczno-gospodarczego.
W podsumowaniu Wróbel stwierdzał, że należy równolegle stosować metody agregatowe i wskaźnikowe w statystyce regionalnej. Zwracał także uwagę – szczególnie w przypadku analizy czynnikowej – że „staranne opracowanie założeń teoretycznych każdorazowego badania” i odwołanie się do wiedzy eksperckiej warunkują powodzenie całej procedury (s. 56). Nowa metoda unaoczniła badaczom, jak wiele zależy od ich osobistej oceny.
Xawery Stańczyk
Publikację Mierniki rozwoju regionów (tom 9 serii monograficznej Biblioteka Wiadomości Statystycznych) można pobrać ze strony https://bws.stat.gov.pl/bws_9_Mierniki_rozwoju_regionow.
Więcej felietonów o archiwalnych tomach Biblioteki Wiadomości Statystycznych znajduje się pod adresem https://nauka.stat.gov.pl/Archiwum